Tuesday 18 September 2012


(again, sorry for polish version only, my brain does not function as normal here. Google translate?)

Jak zwykle to bywa nasze plany ulegly zmianie:) zamiast pojechac do Ooty i Maysore wyladowalysmy w gorach, Kodaikanal (post Agnieszki, ktorego nie moze skonczyc pisac od ponad 40minut. Niedlugo przeczytacie dlaczego!), Ja Wam natomiast napisze w skrocie nasza podroz do Auroville i Pondicherry, ktore poki co sa dla mnie najmilszym wspomnieniem.

Po raz pierwszy o Pondi uslyszalam od Wero, ktora polecila mi to miejsce wraz Auroville. Wszystkie przedowniki ktore czytalam wyrazaly sie raczej obojetnie o tych miejscach, poswiecajac im pare akapitow ale sie uparlam zeby je zwiedzic (i nie zaluje!).

Pierwsze wrazenia to niesamowicie duszne powietrze, goraco i mega wilgotnosc, a poniewaz dojechalismy tam noca wszedzie byla masa ludzi. Wysiedlismy z samochodu, piekielnie glodni i z planami zjedzenia czegops na miescie ale wszytsko co znalezlismy to kukurydza (w smakach: butter, salt and pepper i masala). W ramach spaceru i rozprostowania sie po podrozy przeszlismy sie po "plazy", ktora okazala sie byc kamienista--> cos w tym stylu. Mam pare zdjec ale nie ufam tym komputerom wiec poczekam na bezpieczniejszy upload pozniej.
Same miasto bardzo przytulne, musze przyznac ze ciekawe architektonicznie. Budynki francuskie, jedzenie europejskie, wiecej obcokrajowcow (aczkolwiek duuuzo mniej niz oczekiwalam), gdzieniegdzie male kafejki z lampkami, swieczkami, oczywiscie budki ze smazonymi orzeszkami oraz slumsy. Swojski hinduski balaganik i psy (ktore okazaly sie bardzo przyjacielskie i wcale nie grozne) jakos mi nie przeszkadzaly ale ze wzgledu na ceny zdecydowalismy sie pojechac na noc do Auroville. Poprowadzeni do celu przez sympatyczna niemke znalezlismy hotel "Purple". Dzieki niesamowitemu talentowi to targowania Zeeshan zdobyl nam dwa pokoje ok 2500 rupii taniej. Do dzisiaj mysle ze szef-hindus bedzie nas pamietal jako najgorszych turystow ever. Nawet nie macie pojecia jak trzeba uwazac na ceny. Jak cos kosztuje 300 mozna nawet to zbic do 60 rupii. Ale jak juz mowilam, nie kazdy jest urodzonym negocjatorem. A w moim wypadku mam troche za miekkie serce :)
*
Nie wiem jak to sie dzieje ale w Indiach padam ze zmeczenia pare godzin wczesniej niz za zwyczaj. Nie chce mi sie mowic, siedziec, oczy mi sie zamykaja i zasypiam na stojaco. Technike spania w samochodzie opanowalam do perfekcji. Co uwazam za niezla zdolnosc ze wzgledu na stan indyjskich drog (wierzcie mi ze masze drogi sa niebianskie!).

Ciekawa rzecz ktora zauwazylam to to ze ludzie w Pondi strasznie dbaja o to jak ich domki wygladaja z zewnatrz. Najczesciej przed drzwiami maluja obrazy, wzroki, kwiaty. Czasami na schodach sa mini dziela sztuki. Nigdy nie wiedzialam czy mam prawo na to nastapic czy raczej przeskoczyc szanujac czyjas prace:).
*
Auroville spelnilo wszystkie moje oczekiwania i powiem Wam ze naprawde czulam ze mnie duzo omija jak zbieralismy sie do powrotu do Bangalore. Film przedstawiajacy historie i zalozenia Auroville troche smieszny i za bardzo wyidealizowany, ale napewno sklanial do refleksji.

Plan na dzisiaj? Szoping po cynamonowa lub gozdzikowa paste do zebow  (hit!) oraz nocna podroz do Trivandrum.

buuuziaki!




No comments:

Post a Comment